Dzień powitał deszczem.
Myślom drzemać dawał.
Miarowo spadające na ziemię krople.
Drzewom coś opowiadał.
bo zaraz wiatru powiew.
W tle szelest liści dorównywał kroku.
Niedaleko odgłosy, to dzień już wstawał:
Jakiś samochód?
Tak, właśnie go ujrzałam.
Karoseria biała, zmoczone opony.
Karoseria biała, zmoczone opony.
spoglądał z nadzieją w dnia nadchodzące godziny.
A może wczorajsze zdarzenia chce by powróciły?
Pojechał,
nadjechał następny, niczym
błyskawica.
Och, temu to spieszno, a deszcz w rynnach pluskał.
To co złe zdarzyć się
mogło szybko -
To ja pomyślałam -
on jeszcze gazu dodał,
Lepiej uważać, może być ślisko.
on jeszcze gazu dodał,
Lepiej uważać, może być ślisko.
Och, nie! Kałuża! I to niejedna,
wjechał w nią samochód i schlapał sennego.
I cóż uczynił mokry? Zbudził się na dobre,
spojrzał w dal przed siebie:
Odjechał. Cholera!
wjechał w nią samochód i schlapał sennego.
I cóż uczynił mokry? Zbudził się na dobre,
spojrzał w dal przed siebie:
Odjechał. Cholera!
Tamtego już nie było,
do dechy przycisnął,
pojechał przed siebie.
I tyle go było.
pojechał przed siebie.
I tyle go było.
Znów cisza...
Rozłożony parasol przysłaniał mi niebo,
pochmurnym okiem patrzyło na
ziemię.
Zwolniłam,
No skończ z tym humorem -
mruknęłam pod nosem -
już czas,
już czas na lepszą pogodę.
już czas na lepszą pogodę.
I posłuchało,
Wiatr przy tym pomógł.
Swą chmurną szatę rozchylać zaczynał,
gdzieniegdzie swój błękit widoczny na niebie
w kolorze tęczówek moich nabierał.
w ogródku choć letni, w jesiennym wydaniu
przywitał mnie kwiatek.
Pewnie, że miło:)))
przywitał mnie kwiatek.
Pewnie, że miło:)))