Dzisiejszy wpis zupełnie odbiega od tego co za oknem i w kalendarzu.
Na zdjęciach lato, gorące słońce i gorąca miłość zapisana w historii.
To Marysieńka i Jan Sobieski, miłość od pierwszego wejrzenia.
Jej domem był Pałac w Wilanowie...
"Pałac w Wilanowie należy do nielicznych zabytków w Warszawie, które w niezmienionej postaci przetrwały okres II wojny światowej. Barokowy pałac wraz z założeniem ogrodowym nad jeziorem Wilanowskim został założony przez Jana III Sobieskiego w peryferyjnym wówczas Milanowie a dziś centrum dzielnicy Wilanów. Całość założenia pałacowo-ogrodowego jest wpisana do rejestru zabytków pod numerem 639//1.
Pałac Wilanowski jest pomnikiem miłości pary królewskiej.
Pałac był skomponowany jako harmijne założenie przestrzenne ale także uosobiające cechy pary królewskiej:
strona południowa małżonka
strona północna królowej
Strona południowa solarna
Strona północna bardziej loralna
Dwa czynniki męski i żeński pozostały w równowadze.
Pierwsze spotkanie Marysieńki i Jana Sobieskiego miało miejsce wiosną 1655 roku. "Ona – uroczy podlotek, zaczytujący się we łzawych francuskich powieścidłach. On – przystojny, 12 lat starszy, z ukończonymi studiami filozoficznymi na Akademii Krakowskiej, znany z męstwa rycerz, który dopiero co powrócił z poselstwem ze Stambułu.
Właściwie to on powinien zrobić wrażenie na niej, nie odwrotnie. Czternastoletnia panna d’Arquien wryła się głęboko w pamięć i serce Sobieskiego, ale wtedy nie dał tego po sobie poznać.
Ponownie pojawiła się w jego życiu jako mężatka, poślubiona z magnatem polskim Zamojskim. Sobieski mieszkał wówczas samotnie w majątku rodowym w Pielaszkowicach, oddalonych kilka kilometrów od Zamościa. Zaczęli do siebie pisywać. Początkowo niewinnie, bo dla pani Zamoyskiej Sobieski był tylko – jak sama przyznawała mu w liście – „ucieczką od wiejskich nudów”. Chorąży koronny, podobnie jak jej mąż, nie stronił co prawda od uczt i nałożnic, ale interesował się też naukami ścisłymi, znał francuski i kochał literaturę. W jednym z tych listów wymienia z nim uwagi o ukochanej powieści rzece Honore d’Urfé „Astrea”. Postaci z tego dzieła jeszcze nieraz pojawią się w ich korespondencji, i to w bardzo ważnej roli."
"Piękna, inteligentna i w dodatku samotna sąsiadka musiała nie dawać chorążemu koronnemu spokoju. Wiosną 1661 roku korespondencja sąsiadów stawała się coraz bardziej intymna. Gdy w maju 1661 roku szlachta zjechała do Warszawy na sejm, Sobieski słał już sąsiadce listy, w których zwał ją „królową serca” i „najpiękniejszą Astreą”. Jeszcze w tym samym roku w stołecznym kościele Karmelitów Jan i Maria Kazimiera stanęli w tajemnicy przed ołtarzem, by ślubować sobie dozgonną miłość. Historycy spierają się do dziś, co dokładnie przyrzekli sobie kochankowie podczas tej osobliwej ceremonii.
Przez cały okres ich małżeństwa była dla Sobieskiego powiernicą a przede wszystkim kochającą żoną."
Sufit sypialni Marysieńki zdobi "Alegoria Wiosny" pędzla J.E. Siemiginowskiego, zamówione przez Jana III, przedstawia Florę sypiącą kwiaty, symbolizujące ziemskie uciechy i radości (co było ponoć aluzją do urody i wdzięku królowej). Boginkę wspierają słodkie barokowe cherubinki.
Zarówno obrazy jak i pisane listy zawierały symbolikę znaną tylko pisującej do siebie parze.
I tak w listach Jana i Marysieńki słowo "pomarańcze" symbolizowało miłość, słowo "jesień" było pseudonimem Jana.
Na plafonie w Sypialni Króla zobaczymy Marysieńkę jako Astreę – Jutrzenkę w towarzystwie Heliosa – Apollina. Królewska para miała co prawda osobne sypialnie w wilanowskim pałacu, ale budząc się ze snu Jan III widział swoją ukochaną żonę pod postacią antycznej bogini. Sam siebie widział w roli Apollina.
Kod językowy jakim posługiwali się w listach Jan Sobieski i Marysieńka wywodzi się z francuskiego romansu "Astrea". Opowiada on o losach kochanków Astrei i Celadona z którymi utożsamiali się Jan i Maria Kazimiera. Ich narastająca namiętność wyrażała się w miłosnej grze słów i aluzji.
Marysieńka nazywana była przez Sobieskiego Astreą, Bukietem, Jutrzenką, Różą. A jej mąż, przed którym ukrywali swoje uczucie nazywany był makrelą i fujarą.
Na koniec kilka zacytowanych fragmentów zakochanego Jana Sobieskiego... bardzo tęskniącego (w końcu listy pisane były z daleka od domu)
"Odjechawszy od Wci serca mego i rozjechawszy się z tym, co mię tylko na tym trzyma jeszcze świecie, i sam nie wiem, jakom jechał i jakom zajechał, wszystkie moje w tobie, moja śliczna duszo, utopiwszy myśli."
"Więcej nie turbuję Wci serca mego, obłapiam przecie i całuję ze wszystkiej duszy na szczęśliwą i dobrą noc, choć mię to od niej odsądzają, czy par caprice, czy par inconstance, czy par conseił, czy par manque d'amour, czy-li par mes defauts; w których się znać było zrazu nie przejrzano, bom był le plus heureux et le plus content de tous les hommes."
„Jedyne duszy i serca kochanie, największa na tym świecie pociecho, najśliczniejsza i najwdzięczniejsza Marysieńku, dobrodziejko moja! [...] Włosów ślicznych kochanej Marysieńki nie widać, ani portreciku; znać, że się o tym wszystkim zapomniało. Ja to wszystko mam dobrze na moim wyrysowano sercu, dlatego mnie zapomnieć niepodobna; nie zapominajże i ty, moja najśliczniejsza Marysieńku, tego, który umiera prawie co moment z kochania i że nie widzi tego, dla czego jedynego żywot mu dotąd miły. Chciej to widzieć i przyznać, że wszystkie kochania, które były i będą, nigdy z moim żadnego nie będą miały porównania. A to dlatego, że tego godna moja śliczna i jedyna Marysieńka, że cię adorować, nie tylko kochać potrzeba; co czyniąc, całuję uniżenie wszystkie śliczności panny i dobrodziejki.”
"Więcej nie turbując ślicznych oczek, przy słabym Wci serca mego zdrowiu, obłapiam i całuję milion razów to, co jest najpiękniejszego na tym świecie."
"Więcej nie mając czasu, bom i w tym nieszczęśliwy, że go mieć nie mogę, abym się przynajmniej do woli napisał do Wci serca mego, obłapiam i całuję milion razy wszystkie śliczności najwdzięczniejszej Jutrzenki."
"Jedyne duszy i serca kochanie, wszystkie pierwsze i ostatnie moje na tym świecie pociechy, najśliczniejsza i najwdzięczniejsza Marysieńku, dobrodziejko moja!
Już pół nocy bije, a mnie się zda, że i ćwierci godziny nie piszę do Wci mego serca. Po papierze jednak widzę, że się naprzykrzę, i dlatego kończę."
"Obłapiam przy tym uniżenie dobrodziejkę moją ze wszystkiego serca i duszy i całuję z niepojętą pasją wszystkie wdzięczności najśliczniejszego ciała jedynej Marysieńki."
Miłość wszystko zwycieży zwłaszcza w królewskim Pałacu. W następnym wpisie zapraszam do ogrodu przylegającego do pałacu.
Pozdrawiam! Życzę Wam jak najwięcej miłych chwil:)
Na zdjęciach lato, gorące słońce i gorąca miłość zapisana w historii.
To Marysieńka i Jan Sobieski, miłość od pierwszego wejrzenia.
Jej domem był Pałac w Wilanowie...
"Pałac w Wilanowie należy do nielicznych zabytków w Warszawie, które w niezmienionej postaci przetrwały okres II wojny światowej. Barokowy pałac wraz z założeniem ogrodowym nad jeziorem Wilanowskim został założony przez Jana III Sobieskiego w peryferyjnym wówczas Milanowie a dziś centrum dzielnicy Wilanów. Całość założenia pałacowo-ogrodowego jest wpisana do rejestru zabytków pod numerem 639//1.
Pałac Wilanowski jest pomnikiem miłości pary królewskiej.
Pałac był skomponowany jako harmijne założenie przestrzenne ale także uosobiające cechy pary królewskiej:
strona południowa małżonka
strona północna królowej
Strona południowa solarna
Strona północna bardziej loralna
Dwa czynniki męski i żeński pozostały w równowadze.
Pierwsze spotkanie Marysieńki i Jana Sobieskiego miało miejsce wiosną 1655 roku. "Ona – uroczy podlotek, zaczytujący się we łzawych francuskich powieścidłach. On – przystojny, 12 lat starszy, z ukończonymi studiami filozoficznymi na Akademii Krakowskiej, znany z męstwa rycerz, który dopiero co powrócił z poselstwem ze Stambułu.
Właściwie to on powinien zrobić wrażenie na niej, nie odwrotnie. Czternastoletnia panna d’Arquien wryła się głęboko w pamięć i serce Sobieskiego, ale wtedy nie dał tego po sobie poznać.
Ponownie pojawiła się w jego życiu jako mężatka, poślubiona z magnatem polskim Zamojskim. Sobieski mieszkał wówczas samotnie w majątku rodowym w Pielaszkowicach, oddalonych kilka kilometrów od Zamościa. Zaczęli do siebie pisywać. Początkowo niewinnie, bo dla pani Zamoyskiej Sobieski był tylko – jak sama przyznawała mu w liście – „ucieczką od wiejskich nudów”. Chorąży koronny, podobnie jak jej mąż, nie stronił co prawda od uczt i nałożnic, ale interesował się też naukami ścisłymi, znał francuski i kochał literaturę. W jednym z tych listów wymienia z nim uwagi o ukochanej powieści rzece Honore d’Urfé „Astrea”. Postaci z tego dzieła jeszcze nieraz pojawią się w ich korespondencji, i to w bardzo ważnej roli."
"Piękna, inteligentna i w dodatku samotna sąsiadka musiała nie dawać chorążemu koronnemu spokoju. Wiosną 1661 roku korespondencja sąsiadów stawała się coraz bardziej intymna. Gdy w maju 1661 roku szlachta zjechała do Warszawy na sejm, Sobieski słał już sąsiadce listy, w których zwał ją „królową serca” i „najpiękniejszą Astreą”. Jeszcze w tym samym roku w stołecznym kościele Karmelitów Jan i Maria Kazimiera stanęli w tajemnicy przed ołtarzem, by ślubować sobie dozgonną miłość. Historycy spierają się do dziś, co dokładnie przyrzekli sobie kochankowie podczas tej osobliwej ceremonii.
Przez cały okres ich małżeństwa była dla Sobieskiego powiernicą a przede wszystkim kochającą żoną."
Sufit sypialni Marysieńki zdobi "Alegoria Wiosny" pędzla J.E. Siemiginowskiego, zamówione przez Jana III, przedstawia Florę sypiącą kwiaty, symbolizujące ziemskie uciechy i radości (co było ponoć aluzją do urody i wdzięku królowej). Boginkę wspierają słodkie barokowe cherubinki.
Zarówno obrazy jak i pisane listy zawierały symbolikę znaną tylko pisującej do siebie parze.
I tak w listach Jana i Marysieńki słowo "pomarańcze" symbolizowało miłość, słowo "jesień" było pseudonimem Jana.
Na plafonie w Sypialni Króla zobaczymy Marysieńkę jako Astreę – Jutrzenkę w towarzystwie Heliosa – Apollina. Królewska para miała co prawda osobne sypialnie w wilanowskim pałacu, ale budząc się ze snu Jan III widział swoją ukochaną żonę pod postacią antycznej bogini. Sam siebie widział w roli Apollina.
Kod językowy jakim posługiwali się w listach Jan Sobieski i Marysieńka wywodzi się z francuskiego romansu "Astrea". Opowiada on o losach kochanków Astrei i Celadona z którymi utożsamiali się Jan i Maria Kazimiera. Ich narastająca namiętność wyrażała się w miłosnej grze słów i aluzji.
Marysieńka nazywana była przez Sobieskiego Astreą, Bukietem, Jutrzenką, Różą. A jej mąż, przed którym ukrywali swoje uczucie nazywany był makrelą i fujarą.
Na koniec kilka zacytowanych fragmentów zakochanego Jana Sobieskiego... bardzo tęskniącego (w końcu listy pisane były z daleka od domu)
"Odjechawszy od Wci serca mego i rozjechawszy się z tym, co mię tylko na tym trzyma jeszcze świecie, i sam nie wiem, jakom jechał i jakom zajechał, wszystkie moje w tobie, moja śliczna duszo, utopiwszy myśli."
"Więcej nie turbuję Wci serca mego, obłapiam przecie i całuję ze wszystkiej duszy na szczęśliwą i dobrą noc, choć mię to od niej odsądzają, czy par caprice, czy par inconstance, czy par conseił, czy par manque d'amour, czy-li par mes defauts; w których się znać było zrazu nie przejrzano, bom był le plus heureux et le plus content de tous les hommes."
„Jedyne duszy i serca kochanie, największa na tym świecie pociecho, najśliczniejsza i najwdzięczniejsza Marysieńku, dobrodziejko moja! [...] Włosów ślicznych kochanej Marysieńki nie widać, ani portreciku; znać, że się o tym wszystkim zapomniało. Ja to wszystko mam dobrze na moim wyrysowano sercu, dlatego mnie zapomnieć niepodobna; nie zapominajże i ty, moja najśliczniejsza Marysieńku, tego, który umiera prawie co moment z kochania i że nie widzi tego, dla czego jedynego żywot mu dotąd miły. Chciej to widzieć i przyznać, że wszystkie kochania, które były i będą, nigdy z moim żadnego nie będą miały porównania. A to dlatego, że tego godna moja śliczna i jedyna Marysieńka, że cię adorować, nie tylko kochać potrzeba; co czyniąc, całuję uniżenie wszystkie śliczności panny i dobrodziejki.”
"Więcej nie turbując ślicznych oczek, przy słabym Wci serca mego zdrowiu, obłapiam i całuję milion razów to, co jest najpiękniejszego na tym świecie."
"Więcej nie mając czasu, bom i w tym nieszczęśliwy, że go mieć nie mogę, abym się przynajmniej do woli napisał do Wci serca mego, obłapiam i całuję milion razy wszystkie śliczności najwdzięczniejszej Jutrzenki."
"Jedyne duszy i serca kochanie, wszystkie pierwsze i ostatnie moje na tym świecie pociechy, najśliczniejsza i najwdzięczniejsza Marysieńku, dobrodziejko moja!
Już pół nocy bije, a mnie się zda, że i ćwierci godziny nie piszę do Wci mego serca. Po papierze jednak widzę, że się naprzykrzę, i dlatego kończę."
"Obłapiam przy tym uniżenie dobrodziejkę moją ze wszystkiego serca i duszy i całuję z niepojętą pasją wszystkie wdzięczności najśliczniejszego ciała jedynej Marysieńki."
Miłość wszystko zwycieży zwłaszcza w królewskim Pałacu. W następnym wpisie zapraszam do ogrodu przylegającego do pałacu.
Pozdrawiam! Życzę Wam jak najwięcej miłych chwil:)
Słyszało się , że królowie nie byliwierni swoim żonom , a tutaj taka piekna miłość i pałac . Serce się raduje....
OdpowiedzUsuńChociażby za przykład wziąć pierwszego męża Marii Kazimiery, Jana Zamojskiego.
UsuńMiło się czyta o późniejszym życiu Marii.
Ściskam*
To jedna chyba z nielicznych par królewskich, gdzie była prawdziwa miłość. Z zainteresowaniem czytałam ciekawe informacje o nich. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTrzeba przyznać, że czytając o nich jest nadzieja, że miłość może trwać. Wprawdzie sporo u nich samotnego życia... może to jeden z czynników udanego pożycia małżeńskiego?...
UsuńPozdrawiam ciepło*
Uwielbiam fasadę wilanowskiego pałacu, zwłaszcza jej kolory. Takie radosne, niosące nadzieję.
OdpowiedzUsuńTak, to pierwsze co mi się nasunęło na myśl, kiedy ujrzałam Pałac. Kolor świetnie współgra z otoczeniem i z historią.
UsuńPozdrawiam:)
Właśnie w taką okropną pogodę z przyjemnością oglądam te cudowne zdjęcia:)))Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTaki miałam zamiar: ogrzać serca i myśli:))
UsuńPozdrawiam Reniu*
Ciekawe czy Marysieńka Janowi przyrzekała to samo co pierwszemu mężowi? Eeech, kobieta zmienną jest ...
OdpowiedzUsuńW każdym razie ich miłość przetrwała wieki, i trwa nadal. :)
Andrzeju, jak wspomniałam wyżej, Jan Zamojski nie był wierny. Ja nie chcę usprawiedliwiać Marii Kazimiery, ale sam widzisz, gdy dostała miłość, odwzajemniała ją do końca. No widzisz, wcale nie była zmienną...
UsuńW tradycyjnym ślubowaniu nie ma zagadki, poza tym co sobie nowożeńcy mogą w myślach dopowiedzieć:)
Pozdrawiam:)
W tych "sferach" takie pojęcia jak: "miłość, przysięga, intercyza, itp." to dla nas maluczkich wielkie tabu. Szczegóły zawarcia związku małżeńskiego ustalano w zupełnie innych miejscach i okolicznościach. Dlatego bądźmy dumni, że mieliśmy taką parę królewską, która pojęcia przytoczone wyżej rozumiała zupełnie inaczej, i przez całe życie potrafiła je respektować.
UsuńAndrzeju, jestem dumna.
UsuńPoza listami do Marysieńki nic do mnie nie dotarło, ale mam nadzieję, że listy pisane były sercem:)
"Obłapiam ze wszystkiego serca..." - jakie to cudne. Będę tak mówić teraz: obłapiam Cię z całego serca, Akwamarynko:)))))
OdpowiedzUsuńPatrząc na Pałac myślę sobie: jak pięknie umieli żyć nasi przodkowie.
Bet, chciałam na koniec wszystkich Was obłapić, lecz pomyślałam sobie, że zbyt dużo turbowania już było w listach Jana:))
UsuńA Tobie Bardzo dziękuję... poczułam się miło obłapiona:)
Pałac w Wilanowie wygląda na bardzo ciepły. Najbardziej zapamiętałam obrazy jakimi obdarowywała siebie nawzajem para królewska. To z inicjatywy Jana Sobieskiego taki charakter nabrał wystrój i wygląd Pałacu. Tu się czuje zasianą miłość.
Zdjęć komnat ogólnie mało... taki ze mnie fotograf:)
Miłej niedzieli:)
Bardzo dziękuję za wspaniałą wycieczkę. Marzę o tym, aby jeszcze raz obejrzeć pałac w Wilanowie, byłam tam bardzo dawno, jeszcze trzeba było zakładać wstrętne kapcie z gumkami.
OdpowiedzUsuńWytworny jest nadal, a jego dawni mieszkańcy, wciąż nam bliscy. Urzekające jest zdjęcie z podświetlonym fragmentem pałacu. Miłego weekendu życzę i dziękuję pięknie za szczegółowy post.
Życzę więc, żeby marzenie o ujrzeniu Pałacu w Wilanowie spełniło się jak najszybciej.
UsuńJa z kolei byłam tu po raz drugi, choć mam o wiele bliżej:). Piękny Pałac i jego okolice.
Dziękuję. Pozdrawiam ciepło*
Marysieńka obdarzyła króla nie tylko miłością, ale też chorobą weneryczną, którą z kolei zaraził ją pierwszy mąż. Poza tym, jak czytałam kiedyś, bez przerwy była w ciąży i urodziła dwu mężom kilkanaścioro dzieci, z których większość zmarła zaraz po porodzie lub niedługo po urodzeniu.
OdpowiedzUsuńNiełatwe życie miała ta piękna kobieta.
Serdecznie pozdrawiam.
Aniu, doczytałam, że Maria urodziła czworo dzieci Zamojskiemu, a Sobieskiemu aż trzynaścioro, razem siedemnaścioro, z czego tylko czworo uzyskało wiek dojrzały. Reszta w większości zmarła przy porodzie.
UsuńCo do choroby wenerycznej są dyskusje. Nieleczona, niszczy organizm, co w konsekwencji doprowadza do śmierci. Wyglądałoby, że Jan Sobieski nie chorował, ale co do Marii są podejrzenia, że z winy tej przypadłości umarło kilkoro dzieci przy porodzie... Jak to z chorobą u niej było, trudno powiedzieć, bo niemożliwe, żeby przeżyła 76 lat...
Pozdrawiam Aniu*
Podobno w czasie pobytu w Krasnobrodzie odzyskała zdrowie, co przypisuje się cudownemu uzdrowieniu.
UsuńSkoro jest taka informacja, to może i jest to prawda, bo jak pisałam, niemożliwe, żeby i jedno i drugie tyle lat żyło z chorobą weneryczną.
UsuńJakie mnóstwo ciekawych spraw i historii. Wielkie dzięki :)))
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że wcześniej czy później w czasie urlopu zatrzymam się na kilka dni w Stolicy i zacznę nadrabiać przeogromne zaległości.
ENNka, zaległości, jak są, trzeba nadgonić. Warszawa czeka, daj znać jak będziesz się szykowała do urlopu:)
UsuńPozdrawiam:))
Piękna miłość i niezwykła historia. Któż z nas nie marzy o takiej? Cudownie to opowiedziałaś i zilustrowałaś. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńO miłości można dużo i zawsze, oby była prawdziwa i mądra. To piękne uczucie, ale potrafi dość szybko wygasnąć. Szkoda, że nie zachowały się listy Marysieńki do Jana, niestety niszczyła je, by ukryć przed mężem miłość do Jana Sobieskiego. Korespondencja rozpoczęła się dość szybko, bo już w kilka miesięcy po ślubie z Janem Zamojskim...
UsuńPozdrawiam ciepło:)
Cudny jest pałac w Wilanowie i niezwykle interesująca jest historia pięknej Marysieńki.
OdpowiedzUsuńZdjęcia są śliczne, a ostatnie jest jak zaczarowane.
Pozdrawiam bardzo cieplutko:)))
Tez mi się podoba to zdjęcie, ale i sam zamek przeuroczy, wystarczyło trochę słońca i proszę jak bajkowo :))
UsuńPozdrawiam Jolu:)
W historii bardzo rzadko spotykamy taką wielką miłość...Zachwyciłam się Twoim pięknym postem. Na dodatek ozdobiłaś go jak zwykle wspaniałymi zdjęciami...
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Oj prawda, wielka ta miłość, aż poczułam ukłucie zazdrości, a myślałam, że nie jestem zazdrosna:)
UsuńDziękuję Łucjo, pozdrawiam ciepło:)
Masz kochana zupełna racje .....miłość zwycięża wszystko....Musze powiedzieć ze nie tylko w królewskim pałacu....Z ogromna przyjemnością pospacerowałam po Wilanowie...Powróciły wspomnienia z młodych lat i czasami z wagarów jakie spędzaliśmy w Wilanowie....hi...hi...To były piękne lata...Nie wiem czy dostałaś wiadomość...U mnie była katastrofa, brak prądu,wody i jeszcze sieć komórkowa słabo działała....Aniołka ....dla Ciebie.... zawsze Buziaki pa....
OdpowiedzUsuńUlenko. odezwe sie na maila. Buziaki
OdpowiedzUsuń