Wakacje w Dobrym Mieście...
Wróciły wspomnienia o nich, gdy Zbyszek zamieścił wpis o tym mieście.
Ech, to były czasy i pomimo, że nie był to wyjazd z rodziną tylko kolonia, przypomniała mi się beztroska, która pchała się drzwiami i oknami.
Co do kolonii to obowiązkowo na śniadanie była zupa mleczna, a w niedzielę zamiast zupy ciasto drożdżowe i kakao. Ale zanim nakarmiliśmy żołądki, jeszcze w piżamach trzeba było zaliczyć poranną gimnastykę na dworze, po ogarnięciu się był poranny apel, wieczorny oczywiście też, każdy jeden rozpoczynający się i zakończony hymnem Polski. Dla nas, dzieciaków, wieczorny apel był szczególnie ważny, ponieważ na koniec była czytana przychodząca poczta. Ależ miło było wracać do pokoju z listem od mamy:).
Ech, pojawiła się łezka, bo wspomnienia bezcenne.
Teraz mało kto pisze listy. Długopisy, pióra do wyboru, do koloru, a i tak, jeżeli już mamy zamiar coś napisać, wybieramy pocztę elektroniczną. Szybko, tanio i i z domu nie trzeba wychodzić.
Na spacery szliśmy parami dla bezpieczeństwa i porządku. Już nie pamiętam gdzie wtedy chodziliśmy, mnie zawsze interesowało, czy na Baszcie zobaczę boćka, sprawcę moich narodzin. Rano rzadko siedział w gnieździe, najczęściej można go było zastać popołudniami.
Nie wiem czy bocian teraz zamieszkuje tę Basztę, możliwe, że w czasie mojego pobytu poleciał na żaby:)), ale miejsce wokół baszty zupełnie niepodobne do tamtego, rozkopane, chodniki zerwane. Ciekawa jestem jak będzie to miejsce wyglądało po skończeniu robót. Teraz Baszty, a właściwie wejścia do niej, pilnuje rycerz w zbroi...
Przeszłam się główną ulicą (Olsztyńską), w oddali widać bibliotekę i kościół św. Mikołaja
a tu już z bliska wspomniana cerkiew pw św. Mikołaja z pierwszej połowy XVIII w.
Ten budynek z daleka już mnie zaciekawił. Myślałam, ze to ratusz. Okazało się, że dawniej kościół
ewangelicki, a obecnie (od 1978r.) znajduje się tu biblioteka, zaraz po
oddaniu do użytku zyskała miano najpiękniejszej i
najprzestronniejszej biblioteki w województwie. Przyjęła imię humanisty i
pedagoga Janusza Korczaka.przy rozwidleniu dróg na Ornetę i Lidzbark Warmiński natknęłam się na piękną w formie, zabytkową kapliczkę z początku XX wieku. Szkoda, że niszczeje, mam nadzieję, że tak jak tą na następnym zdjęciu, weźmie w swoje dobre ręce jeden z konserwatorów zabytków.
Parafia pw. Najświętszego Zbawiciela i Wszystkich Świętych znajdująca się w centrum miasta przykuwa wzrok już z daleka. Okazały budynek kościoła ma ciekawą historię, do przeczytania której zapraszam na blogu Zbyszka,
Weszłam na chwilę do środka, odbywały się przygotowania do uroczystości zawarcia sakramentu małżeństwa
A bocian pewnie już się szykuje... :)
A tych drzwi nie sposób nie zauważyć. Pomysł połączenia ich z metalowymi sztachetkami był niecodzienny.... ale takie drzwi niech każdy ogląda! Do tego przypieczętowane zostały poczwórnym szczęściem:) I tego właścicielom życzę!
Pozdrawiam serdecznie:)
bardzo klimatyczne miasteczko ;)
OdpowiedzUsuńMałe miasteczka mają w sobie to coś:)
UsuńPozdrawiam:)
Schade liebe Akwamaryna das die Übersetzung so schlecht ist. Wenn ich das richtig verstanden habe, warst du dort als Kind und hast keine so gute Erinnerungen daran.
OdpowiedzUsuńIst wohl eine interessante Stadt mit vielen Sehenswürdigkeiten.
Schön hast du alles in Bild und Wort festgehalten.
Liebe Grüße
Angelika
Liebe Angelika,
Usuńja, die Übersetzung kann ist manchmal schlecht.
Ich war in dieser Stadt wann ich ein kleines Mädchen bin.
Es war ein Kolonie für Kinder. Sehr angenehm erwähne ich die Zeit.
Liebe Grüße
Pamiętam kolonie, też na nie jeździłam, wtedy to trwało 3 tygodnie. Jest co wspominać. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNa kilku koloniach byłam, oj, tak, jest co wspominać. Najbardziej bałam się "białych nocy". To ostatnia noc przed wyjazdem. Można było z rana obudzić się wymazanym pastą do zębów. Pamiętam, że raz mi nogi wymazali, ale kto, tego się nie dowiedziałam:)
UsuńPozdrawiam Haniu
Kolonie letnie...ach, nigdy nie byłam na kolonii. Pamiętam jednak grupy "kolonistów" w jednakowych chustach na szyjach. My, umundurowani harcerze, patrzylismy na takich "cywili w chustach" trochę z góry. Uważaliśmy się za "twardzieli" bo mieszkaliśmy w lesie pod namiotami:)))
OdpowiedzUsuńTe drzwi na zdjęciu to prawdziwa perełka!
Phi, umundurowani harcerze i wszyscy w jednakowych skarpetach... :)))
UsuńTak, chusty rzeczywiście nosiliśmy, ale nie na każdej jednej kolonii. Może w młodszych grupach tak było?
Ale pamiętam, gdy byłam na koloni w Wojcieszowie, tam chusty każdego obowiązywały:).
Harcerką trochę byłam. Zdobywało się Puszczę Kampinowską i śpiewało się to i owo przy ognisku:). Ale namiotu nie zaliczyłam.
Pozdrawiam serdecznie:)
Takie kolonie pamiętam i ja. To dopiero były wspaniałe czasy. Dziś wszystko dostępne i uroku takich chwil już nie ma. Ale pamięć pozostaje, a jeżeli można wrócić w te miejsca to już rewelacja. Kiedyś byłem na biwaku w Smolajnach, niedaleko, podmyło mi namiot, tak mi się przypomniało :) Pozdrawiam pourlopowo :)
OdpowiedzUsuńW namiocie nigdy nie spałam... pobudka w wodzie to chyba nic miłego, ale po latach fajnie takie przygody wspominać. Miałam zajrzeć do Smolajn, byłam blisko... no nic innym razem:)
UsuńPozdrawiam Zbyszku:)
Ja też nigdy nie byłam na kolonii:))))wyjeżdżałam do swoich ciotek w Krakowie,Warszawie i Krynicy ale na kolonie nigdy:))))Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTo Reniu żałuj, pobyt u cioci na pewno był miły, ale ogniska, podchody, zabawy... to tylko na koloniach.
UsuńNa koniec dostawaliśmy wszyscy książki... a potem było zbieranie podpisów na czystych stronach okładki:).
Pozdrawiam serdecznie*
Dobrego Miasta nie znam ale kolonie pamiętam świetnie i wspominam z rozrzewnieniem. Takie stare, zupełnie inne czasy. Mieszkało się często w szkole. W klasach poustawiane były łóżka i szafeczki, po kilkanaście w jednym pomieszczeniu. Dziś to nie do pomyślenia. A pamiętasz "zielone noce"? Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńO tak, w szkole> Całkiem nieźle się tam spało.
UsuńSzkoła musiała spełniać warunki, jak np. odpowiednia ilość sal i koniecznie kabiny prysznicowe.
Właśnie, piszesz Ewo o "zielonych", a ja pamiętam "białe", pachnące pastą do zębów. Chyba o tych samych nocach myślimy? :))
Pozdrawiam serdecznie:)
Będąc na koloniach nigdy nie jadłam zupy mlecznej. Nie lubię ich zresztą do teraz. Miasto jest urocze. Drzwi, które pokazałaś są świetne, ale przydałoby się przy nich ogrodzenie :)
OdpowiedzUsuńteraz nie jadam zup mlecznych. Strasznie nie lubię kożuchów, aż mnie mdli na samą myśl.
UsuńJak to się paniom w kuchni udawało, że gotowały zupy mleczne, bez kożuchów? Wtedy chętnie jadłam, nawet z repetą:).
Gigo, ogrodzenie było, tylko ja świetna fotografka tak zdjęcie zrobiłam. Ale z prawej strony ogrodzenie idzie prostopadle do krawędzi drzwi, tak, że tego nie widać. Z lewej natomiast (patrząc na zdjęcie:)) trochę widać zielonych szczebli. Chyba Zbyszka poproszę o fotkę, jakby był tam przejazdem:) On to dopiero by nam perełkę sfotografował:).
Pozdrawiam serdecznie
Bocian faktycznie powoli zwija manatki, a ja miałam wielką ucztę oglądając te zdjęcia....
OdpowiedzUsuńAndante, myślałam o dzieciach, to jeszcze dalsza myśl do zdjęć dot. kościoła:))
UsuńAle że bocian zwija manatki, to i prawda, koniec sierpnia, pewnie powoli żegna się...
Pozdrawiam ciepło*
Czasami napadają mnie dziwne myśli. Jedna z nich to powtarzające się pytanie: Czym byśmy byli bez naszych wspomnień?
OdpowiedzUsuńPosiadamy zmysły, posiadamy pamięć, Bez wspomnień dziwne byłoby życie...
UsuńPozdrawiam
To chyba jakiś spóźnialski bociuś. Większość z nich już odleciała.
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie jest w Dobrym Mieście, śliczne zdjęcia.
Pozdrawiam bardzo cieplutko:)))
Jolu, bociek pewnie zdążył odlecieć zanim dałam ten wpis. Dobre Miasto odwiedziłam wcześniej.
UsuńDziękuję. Pozdrawiam serdecznie:)
Nigdy jako dziecko nie bywałam na koloniach, ale jako dorosła druhna często z moimi harcerzami jeździłam na obozy harcerskie. Jednak one miały miejsca nad jeziorami w lesie, a nie w tak ciekawym miasteczku.
OdpowiedzUsuńŻyczę miłego weekendu.
Tak, Aniu, na obozowiska harcerskie właśnie takie miejsca były i nadal są wybierane, kolonie natomiast miały swoją siedzibę w szkołach.
UsuńPozdrawiam ciepło
Lubiłam jeździć na obozy. Nigdy nie jadłam zupy mlecznej ani zup ze śmietaną...
OdpowiedzUsuńMilo wspominam tamte czasy.
Twoje zdjęcia zawsze są bardzo piękne.
Pozdrawiam:)
Ja z kolei na obozy nie jeździłam, ale kolonie miło wspominam.
UsuńDziękuję i pozdrawiam:)
Koło biblioteki stoi cerkiew pw św.Mikołaja a św. Faustyny jest nowowybudowany:)
OdpowiedzUsuńJuż poprawiam, dziekuję:)
UsuńTak dawno tu byłam..
OdpowiedzUsuńGdyby nie ten przyjazd tak samo bym powiedziała... przyjemny taki powrót po latach:)
Usuń